sobota, 14 marca 2015

#6

         Wchodzę do pomieszczenia i rozglądam się dookoła. Przez moje plecy przebiega fala zimnych dreszczy, których skutkiem jest gęsia skórka. Sala jest koloru srebrnego. Dziwna farba. Na środku stoi krzesło.. podobne do fotela dentystycznego. Wzdrygam się, gdy widzę Blooda ubranego inaczej niż zazwyczaj. Ma na sobie czarną bokserkę z dekoltem w serek, a w dole odziany jest w szare dresy, zwężane przy łydkach. Jego stopy zdobią zwykłe adidasy. Włosy nie postawione na żelu, opadają lekko i zwiewnie na jego czoło, co odejmuje mu parę lat. Nie mogę się powstrzymać od obłapiania go wzrokiem. Na szczęście, on na mnie nie patrzy. - Siadaj.
Wzdycham cicho i niepewnie wykonuję jego polecenie. Blood majstruje coś przy krześle, a po chwili oparcie unosi się ku górze, abym wygodnie mogła się oprzeć.
- Odpręż się.
- Co się dzieje? - nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, aby go o cokolwiek zapytać, lecz nim do końca to przemyślę, moje usta już wypowiadają słowa na głos.
- Spokojnie.
Odwraca się, aby po coś sięgnąć, a ja w tym czasie wytężam wzrok, aby ujrzeć co leży na stole. Widzę kilka dziwnych probówek z substancjami i parę nożyczek. Czy mam powody do zamartwiania się?
Nagle odwraca się i podaje mi strzykawkę z dziwną, białą substancją. Unoszę brew w zdziwieniu.
- Co to? - spoglądam nieufnie w stronę Blooda, obracając w dłoniach przedmiot. To zdecydowanie nie jest nic przyjemnego.
- Wstrzyknij. Serum prawdy.
- Huh?
- Każdy to przechodzi na tym etapie. Spokojnie, możesz mi zaufać. Daj.
Przyglądam się rysom jego twarzy. On jednak nie czeka na moją reakcję. Wyrywa mi strzykawkę i delikatnie wbija mi igłę w żyłę, spoglądając w oczy. Sztywnieję, a oddech zatrzymuje mi się w gardle.
Jedyne co jestem w stanie zapamiętać, jako ostatnie to dziwny odcień koloru oczu chłopaka. I jego współczujący wyraz twarzy.
****

     Budzi mnie okropny hałas. Jeśli denerwuje Was rano budzik, to pomyślcie sobie o takim mega gigantycznym, nad Waszym uchem. No właśnie. A TO jest jeszcze gorsze niż te wyobrażenie. A wracając..
Wyskakuję gwałtownie z łóżka i w panice rozglądam się po pokoju. Piętnaście minut po północy. Kolejny głupi pomysł Blooda? Sięgam do szafy, po swoje czarne legginsy i czarną bluzę. Na nią nakładam standardowo czarną kamizelkę i schylam się, aby ubrać buty. Decyduję się na zwyczajne trampki. W pośpiechu wiążę sznurówki, gdy nagle alarm ucicha. W całym ośrodku gaśnie światło. Nie utrzymując równowagi, upadam na ziemię i uderzam głową w klamkę. Przeklinam pod nosem oraz ocieram dłonią twarz i.. czuję zapach krwi. Zbieram się, aby już po chwili znaleźć się na korytarzu. Niepokojąca cisza panująca wokół, wywołuje we mnie niemiłe skurcze w dole brzucha, gdy szukam włącznika światła. Najeżdżam na niego dłonią, klikam i.. nic się nie dzieje.
- No jasne, powiedzcie, że nie zapłacili rachunku. - żartuję, chodź nie jest mi do śmiechu. To
naprawdę dziwne. Poruszam się machinalnymi krokami z wyciągniętą do przodu ręką, - Blood?
- Sara?
Szepcze cicho, ale nie uzyskuję odpowiedzi, więc podążam dalej. Mam wrażenie, że przez chwile słyszę jeszcze jedne kroki po metalowej posadzce, prócz moich. Czuję nieprzyjemny ścisk w żołądku, gdy mijam otwarte drzwi pokoi. Wszyscy zdążyli wyjść? Nonsens. Dlaczego nie zostałam o niczym poinformowana? Nagle na zewnątrz rozpętuje się burza. Marszczę brwi. To wszystko jest takie dziwne. Robię kolejne dwa kroki i nagle rozbłyska światło wywołane przez błyskawicę. Widzę naprzeciw siebie małą dziewczynkę.Mimo krótkiego czasu, zauważam dobrze każdy szczegół dziecka. Ma kręcone brązowe włoski i ciepłe, zielone oczy. Uśmiecha się do mnie, ale jej dłonie są nienaturalnie czerwone. Dopiero po chwili orientuję się, że nad jej główką unosi się kula ognia, którą ona sama dysponuje i porusza. I przy okazji swoim światłem, pomaga mi ją widzieć. Odmieniec.. Biorę głęboki wdech i podchodzę bliżej. Teraz  moje ciało, jakby wisiało w powietrzu. Stawiając kroki, jestem bezszelestna. Przymykam oczy i staram się logicznie myśleć. Ale nie wychodzi mi to.
- Jestem Vailet. - mówi, a po chwili zaczyna się śmiać. Chichocze, a dziecięcy śmiech jest przepełniony wolnością oraz delikatnością. Pod wpływem wstrząsów jej ciała, brązowe loki unoszą się i opadają na jej gładką twarz. Mam ochotę się uśmiechnąć w jej stronę. - Vailet. - powtarza. Co mam zrobić? Co odpowiedzieć?
Strzelaj. Odzywa się męski głos w mojej głowie. Co? Strzelaj. To silniejsze ode mnie. Tajemnicza siła zmusza mnie do zerknięcia na swoje ręce. Zerkam. Nagle trzymam pistolet. Jest naładowany i wycelowany prosto w dziewczynkę. Widzę, że wyraz jej twarzy się zmienia. - Rachel? - jej cichy głosik jest roztrzęsiony i  roznosi się echem po korytarzu. Moja dłoń się trzęsie. Trzymam palec na spuście. Szatynka porusza się kilka kroków w przód, a kula ognia nad jej głową wraz za nią. Wykonuję krok w tył. Co robić? Opuszczam pistolet w dół. Moje ciało odmawia mi posłuszeństwa.
Strzelaj. Kręcę głową. Nie mogę. Nie. - Rachel? - dziewczynka jest coraz bliżej. Znów celuję w Vailet. Oczy dziecka są tak ciepłe i delikatne, że znów mechanicznie opuszczam broń.
- Nie mogę, przepraszam. - w jednej sekundzie upadam na kolana i czuję łzy pod powiekami. Jeste bezsilna.
 I nagle.. dziewczynka znika. A raczej przeobraża się w młodą kobietę. Moje źrenice powiększają się kilkukrotnie, nim dochodzi do mnie co się właśnie dzieje. - Vailet? - zadaję pytanie, ale kobieta rzuca się na mnie, a w dłoni trzyma nóż. Ostrze błyska podczas kolejnej błyskawicy i przecina mój łuk brwiowy. Krew ścieka mi do oczu. Wrzeszczę. Teraz. Strzelaj.
Czuję pod palcami chłodny metal, wciąż mam broń. Unoszę ją i wbijam w żebro blondynki. Wydaję z siebie coś na rodzaj jęku. Zamykam oczy i mocno zaciskam powieki. Przepraszam. Naciskam spust i nagle jej ciało wiotczeje. Upada w moje ramiona. Oczy są te same. To Vailet. Jej ciałko znów jest małe, dziecięce.. niewinne. Kręcę głową, czuję szczypiące łzy. Czy właśnie zabiłam dziecko?
***
- Tak, jak myślałem. - mówię, wskazując na ekran. Sara spogląda na mnie spod kurtyny rzęs i uświadamiam ją, o co mi chodzi. - Jest inna. Rudowłosa chwyta kosmyk włosów między palce i kręci je wokół ich osi. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale powstrzymuje się. Skupia wzrok na ekranie.
Obserwujemy scenę, gdy Rachel wycofuje się do tyłu, dalej od Vailet. Kącik moich ust unosi się wysoko.
- Bała się? - w głosie Sary słyszę pogardę. Unoszę brwi w zadumie. - Myślę, że to strach przed zabójstwem. Nie przed dziewczynką.
- Spójrz tutaj. - wskazuje na scenę, gdy Rachel podtrzymuje ciało młodej kobiety. - Ona ma łzy w oczach. Jesteś pewien, że to ta, której szukacie? A właściwie szukamy?
 - Lubię ryzyko, Saro.
- To nie jest zabawa, Justin. - syczy, a ja wywracam oczyma. Och, akurat Ty będziesz mnie upominać?
- Nie ważne. Zaraz skończy się jej symulacja i muszę wrócić do gabinetu. Zostań tutaj i pochowaj papiery. - wskazuję dłonią i wychodzę.

     Budzę się z krzykiem na ustach. Tym razem na pewno się budzę. To był sen? Podnoszę się gwałtownie, ale nagle czyjeś ręce łatwo zagradzają mi drogę i z powrotem odprowadzają mnie na fotel. Unoszę wzrok i widzę uspokajające brązowe oczy, wpatrzone w moje z niepokojem.
- Nie tak gwałtownie. Nie możesz się tak szybko wybudzać.
- Co to było?- syczę wściekła, gdy widzę pustą strzykawkę na stole. - Co mi zrobiłeś?
- To był test, Rachel. Test Twoich predyspozycji. Musiałaś się sprawdzić. Trening to nie tylko czysta teoria, ale i praktyka.
- Zabiłam dziecko. - jestem roztrzęsiona, a mój wzrok zaraz pada na dłonie w celu sprawdzenia, czy pistolet dalej tam jest.
- Zabiłaś wroga.
- To była dziewczynka.
Na to, już mi nie odpowiada. Spoglądam w jego oczy i widzę w nich współczucie oraz zrozumienie. Czy to możliwe, że  mnie rozumiał? Czy on również zabił kiedyś dziecko?
Nagle jego dłonie oplatają moją talię i przyciągają do siebie. Sztywnieję i ledwo łapię oddech. Czuję zapach jego męskich perfum i mimowolnie zaciągam się nimi. Dotyk jego oddechu na moim karku i dziwne uczucie napięcia między nami. - Wiem, kim jesteś Rachel. - szepcze do mojego ucha. Gęsia skórka pochłania moje ciało. Gdy jest tak blisko nie potrafię myśleć. Jego ciepło promieniuje na moje zziębnięte ciało. Odsuwa się minimalnie tak, że  nasze czoła prawie się stykają. - Lepiej?
Niewyraźnie kiwam głową w przód i wstaję z fotela. Na sztywnych nogach, docieram do drzwi.
- Rachel?
Odwracam się w jego stronę.
-  Vailet żyje. To była tylko symulacja.
- Wiem.
Trzask drzwi, oznaczał moje wyjście.


   Pod osłoną nocy zajrzał do jej pokoju, gdy wszyscy już spali. Nie wiedział, dlaczego to robi. To nie miało żadnego sensu. A jednak chciał ją zobaczyć, upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Nie był pewien, czy przejmuje się tym, bo mógł spieprzyć misję, czy być może dlatego, że jego dysk całkowicie został usunięty. Pragnął jedynie ją zobaczyć. Bezszelestnie wtargnął do jej pomieszczenia, a następnie podszedł do łóżka. Usiadł obok, obserwując w pełni jej śniącą twarz. Jej włosy były upięte w niechlujny kok. Czuł zapach jej słodkiego ciała. W taki obrazek chciał wpatrywać się godzinami.
- Gdybyś tylko wiedziała.
Uniósł dłoń i położył ją na jej policzku. Przymknął oczy. Sprawił, że dzisiejszej nocy nie zbudzi jej żaden koszmar. A gdy rano się obudzi, będzie czuła, że ktoś tu był.



- I po co to robisz? Narażasz nas na niebezpieczeństwo. - syczy w moją stronę rudowłosa, gdy widzi, że po raz kolejny wychodzę w nocy z jej pokoju.
- Masz już jedno zadanie do wypełnienia, nie ściągaj na siebie dodatkowych obciążeń.
Ale dzisiaj zrozumiałem.
- Jestem jej własnym aniołem stróżem.
__________________________
Rozdział być może będzie dla Was bardzo niezrozumiały, no i oczywiście dodany z tak wielkim opóźnieniem, że wcale się nie zdziwię, jak mnie zlinczujecie w komentarzach. :(
Ale mam nadzieję, że chodź trochę się spodoba.
Kocham! :3
ask: ask.fm/LoveMeKissMeeee


poniedziałek, 23 lutego 2015

#5

      Stoję przed lustrem od około 15 minut i wpatruje się w swoją twarz. Delikatnie wewnętrzną stroną dłoni gładzę się po policzku, tak jak robił to jeszcze przed godziną Blood. Jestem naprawdę onieśmielona i nie poznaję własnego ciała. Moje źrenice są powiększone, nozdrza rozszerzone, a na policzkach widnieją rumieńce.
- Co się ze mną dzieje? - to pytanie wydostaje się z moich ust, zanim w ogóle pomyślałam, aby je zadać. Przyłapuje się na tym, że walczę z szerokim uśmiechem. Zagryzam wargę ze zdenerwowania i spoglądam na zegarek. Wskazuje 5:00, więc udaję się do łazienki w celu wzięcia prysznica. Przez nocną grę, nie zmrużyłyśmy oka, więc jestem wykończona. Zamykam drzwi za sobą, a następnie szybko pozbywam się swoich ubrań. Czekam, aż ciepła woda wypełni wannę do zadowalającej mnie głębokości i spinam włosy w niechlujnego koka, nie chcąc ich zmoczyć. Wrzucam do wody musującą truskawkową kulę do kąpieli i obserwuję, jak bąbelki uwalniają się w wyniku zetknięcia się z ciepłem. Moje powieki same opadają, dlatego nie czekam dłużej i wskakuję do wanny, oddając się rozkoszy. Czuję, jak wszystkie mięśnie jednocześnie, stają się rozluźnione i odprężone. Każda komórka mojego ciało wydaje z siebie ciche "och" i poddaje się masażowi, jaki wykonywany jest przez wysoką temperaturę wody.
- Zdecydowanie lepiej. - mruczę i pochylam się po gąbkę oraz swój ulubiony żel pod prysznic i nasączam ją substancją. Delikatnie myję się, a miły materiał pieści moje ciało. Powieki opadają. Przed moimi oczyma staje Blood, który trzyma gąbkę i wykonuje tę czynność za mnie i uśmiecha się delikatnie. Stop.
Nie, nie, nie. Czy to dozwolone? Myśleć w taki sposób o trenerze? Ech , jestem niestosowna.
***
           Ubrana w swój czarny mundur, wychodzę z łazienki jednocześnie rozpuszczając włosy. Przeczesuję je palcami, widząc, że i tak jestem już spóźniona na śniadanie. W pośpiechu przyciskam dłoń do odbitki przy drzwiach i automatycznie uchylają się. Korytarz jest pusty, wszyscy są w jadalni. Przybieram kamienny wyraz twarzy i zmuszam się do szybszego kroku. Mijam dwóch strażników naszego ośrodka, którzy podejrzliwie przypatrują się moim oczom.Szybko jednak udaje mi się ich ominąć i już po chwili znajduję się w jadalni. Wszystkie miejsca są zajęta, ale zauważam jedno puste obok Pameli i tam siadam. Posyła mi dziwne spojrzenie z którego nie mogę nic odczytać. Ale może to właśnie jest normalne?
- Proszę o ciszę. - na podeście znajdującym się na środku staje Blood i zwraca na siebie uwagę. Jest ubrany w tak jak my, czarny mundur ale dodatkowo do mniej więcej połowy ud, zwisają mu metalowe łańcuchy a za paskiem spodni znajduje się broń.
Wiedziałam, że trenerzy mogą ją posiadać, ale nigdy żaden z nich nie nosił ich w ośrodku. Niepokoi mnie ten widok. Czy to oznacza, że jesteśmy w jakiś sposób zagrożeni?
- Jako, że w nocy odbył się już nasz trening, dzisiejszy dzień jest w pełni do Waszej dyspozycji. Możecie wyjść poza ośrodek, jednakże wracacie o 20. Dziś macie wolne.
Powstrzymuję się od wydania pełnego ulgi westchnięcia, ale widzę na twarzach co niektórych dziewczyn wyraźne zadowolenie. Wyjątkowo nie jestem głodna, więc odsuwam porcję zupy mlecznej na środek, a Pamela chętnie przejmuje ją i posyła mi nieśmiały uśmiech, który odwzajemniam. Gdy Blood wychodzi śledzę go wzrokiem, aż znika za drzwiami. Czuję na sobie spojrzenie dziewczyn z mojego stołu, co mnie peszy i spuszczam głowę w dół. Nie mam ochoty rozmawiać z nimi, chociaż one również nie są rozmowne. Wstaję od stołu i udaję się do swojego pokoju. Nie mam ochoty na żadne spacery poza ośrodek. Jestem naprawdę zmęczona, więc gdy tylko docieram do upragnionego łóżka, zwalam się na nie i nawet się nie przykrywając, odpływam do krainy Morfeusza.
~~~~~>
- Podaj mi dłoń, Rachel. Nie mamy czasu. - Blood jest stanowczy, a ja słucham jego rozkazów. Wykonuję zadanie i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że przechodzimy przez rzekę a ja utknęłam na jednym z zapadniętych szczebli drewnianego mostu. 
- Zaraz tu będą, Justin. - szepcze, ale chłopak wydaje się mnie nie słuchać. Przyciąga mnie do siebie za złapaną rękę i zaczyna biec. Robię to samo, a w moich uszach brzmi coś na rodzaj alarmu. - Szybciej. - pośpiesza mnie. Oboje jesteśmy ubrani w czarne kombinezony, ale w dodatku trzymamy broń w dłoniach. Biegniemy ramię w ramię i słyszę nasze głośne oddechy. W oddali za nami  padają strzały. Oboje instynktownie upadamy na ziemie i przetaczamy się kilka metrów do przodu.
- Nie wstawaj. 
Kiwam głową w przód i w ten sposób, czołgamy się w bliżej mi nieokreślonym kierunku. Jesteśmy w lesie, czuję pod ciałem tony miękkich różnokolorowych liści. Jest jesień. Podpieram się łokciami i dociągam ostatnie kilka metrów, gdy nagle widzę coś, co wprawia mnie w zmartwienie.
- Justin, Ty krwawisz. - wydaję z siebie coś na rodzaj pisku. Kompletnie nie wiem, jak zareagować. Z jego nogi dokładnie tuż pod kolanem sączy się krew. Chłopak spogląda na mnie, ale nie widzę w jego oczach żadnych oznak bólu. - To nic, Rachel. Musimy dojść do bazy.
Jego głos jest cichy, a strzały wydają się bliższe. Marszczę czoło. Nie widzę tego. Jesteśmy z jego raną naprawdę wolni.
- Podniesiesz się?
Widzę, że nie da rady. To tylko kwestia czasu. Jestem przerażona. W panice szukam pomocy w jego oczach. Już wiem co ma na myśli, ale nawet nie mam zamiaru tego mówić.

- Musisz iść sama. 
- Nie..
- Rachel, nie mamy czasu. Musisz.
- Nie zostawię Cię tutaj. 
- Rachel, to jest rozkaz. - stara się zabrzmieć gniewnie, ale nie wychodzi mu to. 
Nagle słyszę strzał. A potem następuje ciemność.

         Niewiarygodnie głośno krzyczę, gdy nagle czuję parę rąk przytrzymujących mnie spokojnie.
- Rachel, uspokój się. To tylko sen.
Nade mną stoi nie wiadomo czemu - Blood.
Ale to nie był sen. A w każdym bądź razie, nie był jak wszystkie.
Słyszę bicie swojego serca i czuję, że po policzku spływa mi łza i nagle sobie coś przypominam. - Justin? - szeptem wypowiadam to imię, a jego źrenica nagle powiększa się drastycznie i znów zmniejsza. - Skąd wiesz?
Jest wyraźnie zszokowany, tak jak i ja. Oboje mamy niecodziennie zdezorientowane miny. Widzę, jak marszczy czoło, a po chwili moje łóżko ugina się pod jego ciężarem.
- Śniło mi się to.  - Nie chcę zdradzać mu dalszej części snu. To bardzo intymne i wstydliwe.
- Śniłaś o mnie? - unosi brwi wysoko, a na jego twarzy ujawnia się łobuzerski uśmiech. Ale to nie było śmieszne.
- Więc masz na imię Justin?
- No chyba nie myślałaś, że moje imię to Blood?
Zmieszałam się. To nie tak, ale po prostu.. To imię do niego nie pasowało. Poza tym to bez sensu. Jakim cudem "wyśniłam" jego imię? Przetarłam zaspane oczy i przeciągnęłam ręką po nieogarniętych włosach po czym również usiadłam na łóżku, na wprost Justina. Chłopak nie pozostał dłużny i siada tak, że jego kolana niemal stykają się z moimi, co wywołuje we mnie te same ciepło w dole brzucha. Unoszę wzrok i widzę, że jest wpatrzony w moje oczy. Doszukuje się w nich czegoś, jakby od tego zależało jego życie. Był gdzieś daleko, przewiercając resztki mojej skrytej przed nim duszy. Teraz już nie mogłam się uwolnić. Przejrzał mnie całą.
Wtedy przypomina mi się fragment tejże książki i rumienię się. To faktycznie bardzo podobne.
Staram się ukryć swoje zakłopotanie.
- Więc dlaczego Blood?
Zamyślił się. Ale nad czym? Chyba nie powiedziałam nic złego?
Po chwili ściągnął kamizelkę ze swojego munduru i został tylko w czarnej bluzie. Podwinął ją do mniej więcej połowy brzucha i wskazał na bliznę znajdującą się gdzieś między jego pępkiem a żebrem. Wciągnęłam powietrze. Wyglądała naprawdę przerażająco. Długa, gruba krecha i okropnie zrośnięta wokół skóra. Starałam się nie dać po sobie poznać, że widok ten wstrząsnął mną.
- Po akcji z Odmieńcem. Mówili, że straciłem tyle krwi, że to praktycznie nierealne abym żył. A jednak. - uśmiechnął się.
Woah, czy on się uśmiechnął? Odruchowo odwzajemniam to nim się orientuję, co naprawdę robię. Nastała naprawdę niezręczna cisza, nie wiedziałam, jak się zachować. Czuję jego wzrok na sobie i staram się to zignorować ale po chwili odzywam się głośno.
- Co tutaj właściwie robisz?
Unosi dłoń i drapie się nerwowo po karku. - Właściwie, to usłyszałem Twoje krzyki. No i szczerze mówiąc, wystraszyłem się.
- A tak na marginesie, wyglądasz cholernie słodko, gdy śpisz. - jego oczy nabierają chwilowego blasku, a twarz wydaje się taka.. spokojna.
Nie wiem co o nim myśleć. Dlaczego jest tak dziwny?  - Więc, Justin..
- Wolałbym, żebyś mi mówiła Blood. -przerywa mi gwałtownie, a ton jego głosy diametralnie się zmienia.
- Czy mógłbyś mi opowiedzieć co nieco o tym Odmieńcu? Z kim walczyłeś?
Nagle jego twarz całkowicie blednie, a gdy to zauważam, czuje niemiły dreszcz skradający się po moich plecach.
- Nie będę z Tobą o tym rozmawiał.
Wstaje i wychodzi. Tak po prostu. Bez żadnego wyjaśnienia.
***
- Słuchaj, ona jest inna. - kładę nacisk na ostatnie słowo i wpatruję się w swój telefon. Dziś Connie wyjątkowo mnie irytuje, więc wyłączam głośnomówiący i przykładam go do swojego ucha, aby chodź trochę wyciszyć ten jej jazgot.
- Nie jestem pewna, czy możemy jej ufać. Może tylko Ci się tak zdaje?
- Nie, cholera Ty nie rozumiesz. Przez cały rok jej poszukiwaliśmy. Wiem, że to właśnie ona. Wiem to, jestem tego pewien. Ona jest Śniącą.
- To co mówisz, to poważne słowa, Justin. Czy jesteś tego pewien? Skąd wiesz, że jest Śniącą? - jej ton jest nieco kpiący. Okej, zdenerwuję się zaraz.
- Miałem przeszukać jej pokój, ale wtedy na nią wpadłem i z tego co powiedziała stwierdzam, że miewa TE sny.
- A co z Sarą? Czy jest wtajemniczona w cały plan?
- Owszem. Ale trudno jest z nią cokolwiek uzgadniać. Jest nieco.. - moment zastanowienia. - Irytująca. Tak, jest irytująca.
Nastaje chwila ciszy. Słyszę, że Connie rozmawia z kimś obok, bo szepcze niewyraźne słowa. To niedobry znak. Naradza się.
- Dobrze. Więc, rób co należy. Jednak, jeśli mnie zawiedziesz, pamiętaj Justin. Zawiedziesz wszystkich.
Nie wiem, co bardziej mnie denerwuje. Fakt, że tak pochopnie stawiam wszystkie karty na jedną dziewczynę, czy może skrzeczący głos Connie.
Gdy rozłączam się, rzucam telefon na biurko. Zmęczony, przeczesuję dłońmi końcówki swoich włosów. Podchodzę bliżej. Na drewnianej półce widnieje zdjęcie małej brązowowłosej dziewczynki podczas jej pierwszego dnia w Ośrodku oraz kilka jej dokumentów, które udało mi się wydostać z Kapitolu. Niżej osadzona jest mała karteczka, po raz setny ją rozwijam i czytam krótką wskazówkę, która nagle staje się zrozumiała.
                        " Gdy nadejdzie ten moment jej sny staną się rzeczywistością.
                     
Właściwy rozpozna ją w odpowiednim czasie, nim ona sama zdąży zrozumieć kim jest."


____________________________
No więc jestem z nowym rozdziałem. Jeju, naprawdę dziękuję za 16 [!] komentarzy pod ostatnim rozdziałem. To dla mnie naprawdę bardzo ważne. Mam też małą informację. Każda wiadomość co do daty dodania kolejnego rozdziału będzie umieszczana tutaj w aktualnościach. 
<-----------
+ Przy okazji, zajrzyjcie do zakładki bohaterowie, bo pojawiła się Sara. :)

Robi się coraz bardziej tajemniczo. Jak myślicie, o co chodzi? Któż to Śniąca? No i dlaczego Justin ma tak dziwne skoki nastrojów?
Uwielbiam czytać Wasze opinie, dlatego dzielcie się nimi w komentarzach! :3
ask: LoveMeKissMeeee
Twitter: ThePastx3
Bardzo, bardzo dziękuję za wyświetlenia i komentarze! :)

Niesprawdzany rozdział. Wybaczcie :)

poniedziałek, 16 lutego 2015

#4

     Chwycił mnie w ramiona i zamknął w szczelnym uścisku. Nie mogłam się wydostać, ale powinnam zainteresować się czymś innym - ja nie chciałam się wydostać. Czułam, jak przez moje ciało przechodzi prąd emocji tak silny, że ugięły się nogi pod moim ciężarem. On jednak złapał mnie w ostatniej chwili, podtrzymał i przycisnął do ściany.
- Byłbym głupcem gdybym pozwolił Ci upaść, Julio. - słowa te zabrzmiały, jak przepiękna muzyka w moich uszach. Móc słyszeć, że kieruje je do mnie, są o mnie i mają w sobie głębokie uczucia. Uniósł mój podbródek, zmuszając, abym spojrzała w jego oczy.
Czułam się dziwnie. Nie mogłam zapanować nad swoim oddechem, był on płytki i niemiarowy. Harry nie zwracał na to uwagi. Był pogrążony, gdzieś w głębi moich oczu. Był gdzieś daleko, przewiercając resztki mojej skrytej przed nim duszy. Teraz już nie mogłam się uwolnić. Przejrzał mnie całą. Wiedział, czego pragnę. A raczej kogo.
Uśmiechnął się szelmowsko w moją stronę i oblizał usta, końcem swojego jakże intrygującego języka.
Boże czy ja właśnie o tym pomyślałam?
- Więc jak, Julio? Dalej się nie przyznasz, że Cię pociągam? - szepnął do mojego ucha, nosem zahaczając o czułe miejsce na mojej szyi. Powstrzymałam się od jęknięcia. 
Był taki pewny siebie. Taki aroganci. Taki podniecający. 
Zamiast odpowiedzieć, zarzuciłam dłonie na jego kark i przyciągnęłam do siebie, zagryzając wargę. Na nic innego nie czekał. Wsunął dłoń pod moje kolano i uniósł moją nogę na wysokość jego bioder. Mruknęłam, ale dźwięk ten, zagłuszył Harry rozbijając się swoimi pulchnymi wargami, o moje.
O BOŻE.

       Zamknęłam książkę. Czułam się niewyobrażalnie odprężona i .. dziwnie szczęśliwa. Nie potrafiłam określić co się ze mną działo, podczas czytania tego krótkiego fragmentu. W moim brzuchu coś wirowało i przez chwilę wydawało mi się, że mam mdłości. Czuję, że mam czerwone rumieńce na twarzy i nie mogę powstrzymać się od uśmiechu. Co to za uczucie? Sięgam znów po książkę i odczytuję jej tytuł po raz tysięczny. "Zakochany bez pamięci". Uśmiecham się delikatnie. Nie znam tego słowa, ale wiem, że oznacza coś przyjemnego. Rocznik wydania tej opowieści jest bardzo odległy teraźniejszemu i wiem, że gdyby ktokolwiek znalazł tę lub inne moje książki w pokoju, spaliłby je, a ja sama trafiłabym na listę podejrzanych Kapitolu. Nie mogę się jednak powstrzymać. Coś w mojej głowie, każe mi je czytać i muszę. Po prostu muszę.
            Słyszę, że ktoś przyciska dłoń do odbitki, aby wejść do mojego pokoju, ale nie udaje mu się. Po chwili, po prostu puka. Unoszę brwi zdziwiona, spoglądając na zegarek po mojej lewej stronie. Tak późno w nocy odwiedziny? 
Przykładam dłoń do odcisku wewnątrz pokoju i drzwi się otwierają. Do środka wparowuje Sara z Bloodem. Otwieram usta ze zdziwienia. Co to ma znaczyć?
- Nocna zabawa. - szepcze Sara i uśmiecha się szeroko. Widzę, że jest ubrana w jakąś czarną kamizelkę, a w dłoni trzyma dziwną broń przypiętą do jej ramienia, jakimś kabelkiem.
- Co? - marszczę czoło, ale nie dane jest mi dokończyć pytania, bo Blood zakłada mi przez głowę kamizelkę i wiąże ją po bokach moich bioder.
- Trochę za duża, ale zaraz ją skrócimy. - szepcze i kuca za mną. Czuję się nieco skrępowana, chodź nie wiem czemu. W tym samym czasie, Sara przypina tą samą dziwną broń do ramienia i naciąga ją do mojej dłoni. - Spójrz, tutaj ładujesz magazynek, a tu strzelasz. - mówi podekscytowana.
- Okej, a wyjaśni mi ktoś o co chodzi? - staram się opanować nerwy, gdy Blood majstruje coś przy mojej pupie. Czuję, że kamizelka się zwęża i wreszcie jest dopasowana.
- Gramy drużynowo w Flagi. - mówi spokojnie i spogląda w moje oczy rozbawiony. - W co?
- Dzielimy się na dwie drużyny: Blooda i drużynę Johna. Pamiętasz Johna? Praktykant na treningach, Waszego dawnego opiekuna. Każda z drużyn ma swoją flagę, oni mają czerwoną, my niebieską. Obie drużyny, gdzieś je ukrywają i która pierwsza odnajdzie flagę przeciwnika, wygrywa. Oczywiście, ta broń nie jest na marne. Można się bronić. Pocisk zatrzymuje nas na około dwie minuty.
-  Zaraz, zaraz. Jak to MY mamy niebieską? - szepnęłam, spoglądając pytająco na Blooda i Sarę.
- Jesteśmy w mojej grupie razem z Sarą, Pamelą, Jazmyn, Roxi, Caroline, Lauren i jeszcze z kilkoma innymi.
                 Nie podoba mi się to, że muszę być znowu pod "władzą" Blooda, ale co mogę zrobić? Fakt, że wymyślił jakąś zabawę przed północą, również nie jest mi na rękę.
- Dacie mi chwilkę?
Ku mojemu zdziwieniu to Blood wychodzi pierwszy o nic nie pytając. Sara stoi w pokoju i uśmiecha się delikatnie. Właściwie, to jej obecność mi nie przeszkadza. Chodziło mi tylko o część męską tej dwójki.
Udaje się do łazienki i tam rozczesuje swoje włosy oraz spinam je w wysoki kucyk. Są nierówne, ale nie wyglądają źle. Wzdycham głośno.
- Wszystko w porządku?
- Nie mam ochoty na żadne nocne gry. - mamroczę i nie jestem zaskoczona, że rudowłosa znajduje się w łazience razem ze mną. Jest dziwna.
- Mi też nie, ale w sumie.. Może być zabawnie. Chodź. - puszcza w moją stronę oko.
To naprawdę dziwne.
***
Gdy docieramy na miejsce, a mianowicie do okolic jakichś starych opuszczonych magazynów , wieży spadochronowej, budynków fabryk, zatrzymujemy się i stajemy w kółko.
- Robimy tak. Sara i Rachel rozejrzą się za jakimś właściwym miejscem do schowania flagi, a ja z resztą grupy ruszymy w poszukiwaniu Czerwonych. - Blood jest opanowany, chodź widzę w jego oczach błysk podekscytowania. Z czasem i mi zaczyna się podobać, więc gdy z Sarą biegniemy nabieram dziwnie radosną minę.- Spójrz! - szepcze Sara i wskazuje na stare kontenery na śmieci. Unoszę brwi niepewnie na nią spoglądając. - Jesteś pewna?
- No pomyśl, czy będąc Czerwonym szukałabyś flagi w śmietniku? - jest rozbawiona, a jej długie rude włosy rozwiewa wiatr. Okej, ma rację.
Dobiegamy do naszego celu i ruda odsuwa klapę. Nie odrzuca mnie żaden odór, ponieważ - o dziwo - kontenery są czyste. Wrzucam naszą flagę do śmietnika i zamykamy klapę.
- Wszystkie chwyty dozwolone. - chichoczę pod nosem, jednak nie na długo. Myślę, że nie mogę zachowywać się przy niej w pełni swobodnie. Nie wiem, jakie ma zamiary wobec mnie.
Jasne, nie mamy w pełni ograniczonych emocji i uczuć, ale lepiej się pilnować. Sara również się śmieje i nie wygląda tak, jak gdyby miała się przejmować swoich zachowaniem.
- Chodź. - łapie mnie za rękę i przyciąga, a po chwili biegniemy, aby dogonić resztę grupy. Rozglądam się na boki, żeby dostrzec, gdzie Blood poprowadził naszych, ale nigdzie ich nie widzę. - Gdzie oni są? - dyszę,  chodź biegłyśmy krótki odcinek. Zdecydowanie muszę popracować nad kondycją.
- Nie mam pojęcia.
Zrezygnowana staję i pochylam się w przód, kładąc ręce na kolana. Sara chichocze pod nosem.
- Czy Ty się już zmęczyłaś?
Nie odpowiadam, ignorując jej docinki, bo właśnie dostrzegam Blooda. Widzę jego sylwetkę na jednym z drzew i powstrzymuję się od parsknięcia. Niezła kryjówka. On również nas zauważa i wskazuje ręką, abyśmy podeszły.
Rozglądam się w poszukiwaniu kogokolwiek z Czerwonych, ale gdy nic nie stoi nam na przeszkodzie, znów ruszamy biegiem do naszego celu. W całej tej agonii, nie dostrzegam dwóch naszych przeciwników, którzy już z daleka wymierzają w nas bronią. Blood, jest jednak szybszy i gdy odbija się od drzewa i zeskakuje, dwójka Czerwonych jest już postrzelona. Imponujące. Spoglądam na trenera, który przyciąga nas pod drzewo, na którym znajduje się reszta grupy.
- Okej, jest tak. Czerwona flaga znajduje się na samej górze tej wieży. - wskazuje dłonią, a wszyscy ostentacyjnie spoglądamy w tym samym kierunku. Widzimy jasne czerwone światło połyskujące gdzieś na ostatnim piętrze wieży. - Sara i dziewczyny przeprowadzą atak, aby odwrócić ich uwagę. Ja zabieram Rachel i Pamelę ze sobą, jako swoje tyły.
Tyły? Nie będę jego tyłem.Chłopak czyta mi w myślach i uśmiecha się do mnie, tak, aby reszta grupy tego nie zauważyła. - Gdy zdobędziemy flagę, automatycznie nasze pistolety się wyłączą. Rozumiecie?
- Tak jest. - odzywa się Pamela, a gdy dziewczyny udają się w linii prostej pod wieżę, Blood łapie nasze dłonie i tym samym zwraca na siebie uwagę.
- Będę biegł pierwszy. Nie wahajcie się, strzelajcie. To tylko krótkotrwały ból.
Gdy wymawia ostatnie słowo, już jesteśmy w biegu. Biegniemy obrzeżami, a zaledwie minutę później słyszę dźwięki strzelaniny. Więc, dziewczyny spisują się dobrze. Dobiegamy do pierwszej naszej osłony - starego magazynu, gdy pada pierwszy strzał w naszą stronę. Ktoś chybił, ale jestem przerażona. To naprawdę nie jest takie proste, nawet jeśli to gra. Szatyn wychyla się poza magazyn i strzela. Nie wiemy, czy jest to trafny strzał, ale nie rozmyślamy nad tym, bo Blood już rusza naprzód. Biegnę u jego boku, a nawet na chwilę go wyprzedzam. - Uważaj. - szepcze, a po moim kręgosłupie przebiega dreszcz. To miłe.
Pada strzał. Upadam na ziemię, chodź nikt we mnie nie trafił. Bądź ciągle w ruchu - dla przeciwnika to trudniejszy cel. Powtarzam to zdanie, które usłyszałam kiedyś na treningu u poprzedniego trenera i niewiele myśląc, turlam się kilkukrotnie, aby namierzyć pistoletem Czerwonego. W moją stronę pada seria strzałów, podczas gdy Blood i Pamela chowają się za najbliższym budynkiem gdzieś za mną. Zagryzam wargę i leżąc na ziemi wypuszczam kilka kul. Słyszę cichy jęk bólu i już wiem, że trafiłam. Zaraz po tym nastaje cisza, więc podnoszę się i ręką wskazuje swoim partnerom, aby ruszyli za mną. Jestem z siebie dumna, mój pierwszy celny strzał. Uśmiecham się delikatnie do siebie, a Blood nas pośpiesza. Gdy dobiegamy do wieży, Pamela zostaje na dole, aby stać na czatach, a my wchodzimy do środka. Od razu słyszę świst kuli i przed nami padają dwaj czerwoni, dalej - pusto. Puszczam przodem chłopaka i biegnę tuż za nim. Schodów jest dość dużo, więc już na trzecim piętrze dyszę, chodź staram się to opanować przed trenerem. Słyszę dźwięk naszych kroków po metalowych schodach i widzę, jak ze zmęczenia mój wzrok się rozmywa. Blood przyśpiesza i ja nie mam wyjścia - robię to samo.
     Gdy wreszcie dobiegamy na górę, czyli jakieś ósme/dziewiąte piętro, Blood z kopyta otwiera drzwi, gdzie stoją trzy strażniczki. Strzela do dwóch, ale już do trzeciej nie wystarcza mu amunicji, więc wyskakuję zza jego pleców i celuję w nogę dziewczyny. Strzał, dziewczyna upada. Wtedy Blood wchodzi na "balkon", gdzie leży czerwona flaga, a gdy ją unosi, nasze pistolety wydają z siebie coś na rodzaj pomruku. Wyłączyły się. Potem, słyszę już tylko oklaski.
***
Dzisiejsze zwycięstwo naszej grupy, napawa dumą Blooda i widzę to w jego oczach. Wracam samotnie, wlokąc się za dziewczynami, które są podekscytowane, bo coś szepczą między sobą. Nawet dysk nie może zawsze pokonać kobiecej natury. Moje powieki opadają ze zmęczenia, jestem naprawdę wykończona. Odpinam powoli swoją kamizelkę i widzę, że dziewczyny znikają mi gdzieś za rogiem. Wzdycham. Już zamierzam przyśpieszyć, aby je dogonić, gdy nagle, ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Odwracam się gwałtownie i widzę szatyna. Wywracam oczyma.
- Bardzo dobrze Ci dzisiaj poszło. - mówi, a ja szukam w jego oczach, czy mówi prawdę, lub czy się naśmiewa jak zwykle. On jednak ewidentnie jest zainteresowany moją osobą. - Jesteś zmęczona?
Pytanie te pada z jego ust tak łagodnie, że byłabym w stanie teraz się nawet uśmiechnąć. Ale nie robię tego.
- Trochę.
Kiwa głową, mrucząc coś pod nosem, a gdy dochodzimy powoli do naszego budynku, uśmiecha się delikatnie.
- Dobrze nam idzie, gdy współpracujemy, nie uważasz?
- Do czego zmierzasz? - unoszę brwi w zaciekawieniu. Okej, to błąd. Po co się dopytywać.
- Chodzi mi o to. - zatrzymuje się i ja również to robię. Unosi dłoń i kładzie ją na moim policzku. O dziwo, nie strącam jej. - Że Ty.. I ja, to całkiem zgrany team.
Czuję dziwne uczucie ciepła rozchodzące się w dole mojego brzucha, gdy jego szorstka dłoń dotyka mojego policzka i wbrew sobie - pragnę tego więcej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo chciałabym podziękować wszystkim komentującym ten, jak i poprzedni rozdział. Nie spodziewałam się, że ktoś faktycznie czekał na mnie tak długo. ;')
Jeśli mogłabym Was prosić o jeszcze jedną rzecz, oprócz komentowania (tj. wyrażania swojej opinii na temat bloga) a mianowicie: Czy moglibyście rozesłać te opowiadanie wśród swoich znajomych, na innych blogach, a może i  nawet na jakichś spisach ff? To naprawdę by mi pomogło w zdobyciu czytelników. Piszę to dla Was i potrzebuję Waszej pomocy! Dziękuję bardzo z góry, za jakiekolwiek chęci. Jestem Wam bardzo wdzięczna! :D
Jak podoba się rozdział? Piszcie w komentarzach, uwielbiam je czytać! :3
ask: LoveMeKissMeeee

wtorek, 10 lutego 2015

#3

Poranek jest dość przyjemny, ponieważ tym razem budzą mnie promienie słoneczne. Z uśmiechem na twarzy, unoszę swój ciężki tyłek z łóżka i odsłaniam lustro, które odbija dość nieciekawy widok  mojej osoby. Poczochrane włosy i zaśliniona twarz, to na pewno nie to, co chciałabym ujrzeć rano. Zerkam na zegarek i widząc,że mam jeszcze dość dużo czasu, postanawiam więc wziąć długi prysznic, przy okazji doprowadzając się do porządku. Schylam się do dolnej szafki, skąd wyciągam swój codzienny, czarny mundur. Podśpiewując coś pod nosem, udaję się do łazienki. Zamykam drzwi na klucz, a gdy już jestem pewna, że nikt nie zakłóci mojej prywatności, zsuwam z siebie piżamę i taka, jaką mnie stworzono, czyli naga wchodzę pod prysznic. Wzdrygam się, gdy czuję na sobie zimny strumień wody, ale zaraz ustępuje on gorącemu. Uśmiecham się zadowolona i chwytam truskawkowy żel pod prysznic, który zwala mnie z nóg swoim zapachem. Nakładam go na dłonie, a następnie rozsmarowuję  po całym ciele. Gdy jestem już namydlona, chwytam szampon i rozprowadzam go po włosach. Miły zapach dociera do mojego nosa i wzdycham, jednakże moje odprężenie mija, gdy słyszę głośne pukanie do drzwi łazienki. Marszczę brwi i zmywam z siebie resztki płynów oraz wychodzę, owijając swoje ciało w ręcznik. Otwieram zamek i zaskoczona odskakuję w tył, gdy do środka wchodzi Blood. Spoglądam na siebie z zażenowaniem, próbując jak najwięcej schować za ręcznikiem, jednakże sięga on jedynie do połowy ud. Chłopak spogląda na mnie i chodź widzę błysk w jego oku, staram się to zignorować.
- Chciałem Cię tylko poinformować, że kolejny trening jest godzinę po śniadaniu.
Przełykam głośno ślinę, gdy jego spojrzenie pożera moje nogi. Spuszczam wzrok i zagryzam wargę, czując, jak staję się czerwona. Próbuję to zakryć, jednakże nie uchodzi to uwadze Justina. Gęsia skórka obejmuje całe moje ciało, gdy czuję jego dłoń na moim podbródku. Delikatnie, unosi moją głowę i wlepia wzrok w moje oczy. Jestem onieśmielona, chodź równocześnie mam ochotę mu wpieprzyć, to zachowuję kamienną twarz i oczekuję, aż to on coś powie, a może i lepiej - wyjdzie.
- Tak lepiej. - szepcze, po czym posyła mi swój delikatny uśmiech i wycofuje się z łazienki.
Jakieś pięć minut po tym "trzeźwieje" i ubieram się w swój mundur. Czuję wciąż czerwone rumieńce na policzkach. Gdy jestem ubrana, staję naprzeciw lustra i wpatruję się w swoje odbicie, gdzie dokładnie widzę, zmieszanie panujące na mojej twarzy. To było jednak nic w porównaniu do tego, co działo się w moim umyśle. Jestem wściekła na siebie, za tak prostą i idiotyczną reakcję, na dotyk chłopaka. A jednocześnie mam ochotę coś rozwalić, a może i nawet go uderzyć. Zamykam oczy, biorę wdech i odliczam do dziesięciu, po czym wypuszczam powietrze i znów spoglądam na siebie w lustrze. Rumieńce znikają, a twarz nabiera poważnego wyglądu i teraz jestem już pewna, że sobie poradzę.
   Wychodzę ze swojego pokoju, przykładając dłoń do odbitki w ścianie i już znajduję się na korytarzy. Widzę stado dziewcząt, udających się do jadalni, więc przyłączam się do nich. Czuje, jak ktoś łapie moją rękę.
- Sara. - uśmiecham się delikatnie, co odwzajemnia. Zawsze miałam wrażenie, że ona jest taka sama jak jak. To znaczy.. Inna, ale nigdy nie byłyśmy ze sobą blisko. Po prostu wymieniałyśmy uśmiechy, spojrzenia.
- Słyszałam, że podobno Blood się na Ciebie uwziął. - szepnęła i odgarnęła rudy kosmyk włosów, plątający się po jej bladej twarzy. Spojrzałam na nią niepewna.
- Skąd?
- Dziewczyny rozmawiały o tym w pokoju.
Zmarszczyłam brwi. Przecież nie mogą się spotykać w swoich pokojach. Sara wyczuła moją podejrzliwość i wywróciła oczami.
- Dobra, po prostu sama tak przypuszczam.
Zaśmiałam się cicho, spoglądając na jej naburmuszoną twarz. Zdecydowanie jest taka, jak ja. Ale czy o tym wie?
- Chyba masz rację. Nie lubi mnie.
- Myślisz, że to dlatego, że.. - nie dokańcza, a z jej wyrazu twarzy, mogę odczytać co ma na myśli. Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy.. O teraz.. Naszej odmienności. Właściwie, nigdy nie rozmawiałyśmy na poważnie. Zastanawiam się, czy to podstęp? Czy mogę jej ufać?
Nie odpowiadam od razu na jej pytanie, ponieważ wchodzimy na stołówkę, gdzie już naszykowane są talerze z mlekiem. Stoły są czteroosobowe i na środku każdego z nich stoją płatki. Uśmiecham się. Jestem naprawdę głodna.
Widzę kątem oka, że Sara nie opuszcza mnie na krok i wciąż podąża za mną. Coś jest nie tak.
Zachowując pozory spokoju, siadam przy wybranym pustym stole, a Sara zaraz obok mnie. Sala zapełnia się w ciszy, ale już po chwili mogę słyszeć dźwięk otwieranych opakowań płatków i rozmowy. Sara spogląda na mnie wymownie swoimi zielonymi oczami. Czuję się onieśmielona.
- Zadałam Ci pytanie. - szepnęła. Przez chwilę błądzę wzrokiem niepewnie po sali, ale znów zatrzymuje się na twarzy swojej towarzyszki. - Jakie? Przepraszam, mam krótką pamięć. - uśmiecham się przepraszająco, próbując zyskać czas, aby wymyślić jakieś kłamstwo.
- Spytałam, czy myślisz, że Blood Cię prześladuje, bo jesteś.. - znów nie dokańcza i kiwa głową, żebym ja to zrobiła. Marszczę czoło i szybko odpowiadam.
- Nie wiem o czym mówisz.
Sara zrezygnowana odwraca się twarzą do swojej miski i łapie płatki w ręce.
- Masz rację. Chyba się pomyliłam. - szepcze do siebie, a ja pochylam się nad swoją porcją i chwytam łyżkę w dłonie. Nie wiem, czy mogę jej ufać.
***
- Okej. Chciałbym teraz, żeby każda z Was chwyciła cztery noże ze stołu. - Blood wskazuje dłonią na przedmioty, o których mówi i spogląda po kolei na każdą z nas. - Teraz. - dodaje. Ruszam jako druga, po Sarze i chwytam go.
- Dobrze. A teraz stańcie naprzeciw swojego przeciwnika. - mężczyzna unosi podbródek i wskazuje nim manekiny rozłożone w równej odległości, od czerwonej maty, ułożonej dla każdej z nas.
Wszystkie wykonujemy jego polecenie. Marszczę brwi i staję na swoim miejscu, trzymając nóż w dłoni i ściskając go z całej siły.
- Przejrzałem Wasze wyniki pracy z ostatnich czterech lat i okazuje się, że najsłabiej idzie Wam celność oraz jeszcze jedna rzecz, która siedzi w Waszych psychikach. A mianowicie.. Wciąż wahacie się przed zabiciem przeciwnika. Nie wszystkie, ale dużo osób. Musimy nad tym poćwiczyć.
- To trudne. - odzywa się blondynka o imieniu Mary. Podzielam jej zdanie, tym bardziej, że dla mnie jest to jeszcze trudniejsze.
Szatyn podchodzi bliżej dziewczyny, a wyraz jego twarzy w ogóle się nie zmienia. Spogląda w jej oczy, a następnie zwraca uwagę na wszystkie i odzywa się.
- Teraz to trudne, ale gdy już będziesz w tej sytuacji, uwierz mi, że Twój przeciwnik nigdy się nie zawaha. Podczas gdy Ty, będziesz się zastanawiać, on już będzie gotowy do ataku. Jego broń, już będzie skierowana w Twoją stronę. A w jego głowie nie odezwie się żadne sumienie.
Moje ciało przechodzi dreszcze, gdy wypowiada te słowa z niewiarygodną pewnością. Czuję, że po raz pierwszy te zdanie dociera do mojego serca i wiem, że on ma racje.
- Dobrze, więc poćwiczmy celność. - jego głos jest stabilny, a ja skupiam się na manekinie. Obok waszego manekina stoi licznik. On będzie liczył, ile Waszych trafień byłoby w stanie zabić przeciwnika, a ile tylko zranić. Najsłabszy wynik będzie ukarany.
Ostatnie zdanie wywołuje we mnie falę strachu i wiem, że muszę zrobić wszystko, aby udowodnić mu, że jestem na właściwym miejscu we właściwej grupie. Czuję zastrzyk energii i za wszelką cenę, chce mu pokazać, że nie jestem najgorsza pomimo tego, ile razy już mu podpadłam.
Słyszę gwizdek - czyli dźwięk rozpoczęcia treningu i obracam pierwszy nóż ostrzem w stronę manekina. Biorę zamach za kark i odchylam się w przód, puszczając pierwszy rzut.  Wstrzymuję oddech. Trafia idealnie w głowę i słysze pierwsze naliczenie licznika - śmierć. Uśmiecham się szeroko. Niezły początek. Zza paska spodni wyciągam drugi i wykonuje to samo i tym razem nóż trafia dokładnie w to samo miejsce. Czuję wzrok Blooda na sobie i cień uśmiechu na jego twarzy. Czy jest ze mnie dumny?
Sięgam po trzeci nóż, ale tym razem postanawiam trafić w serce. Niestety, chybiłam. Trafiłam w obojczyk. Licznik wskazuje tylko skaleczenie.  Czwarty również jest tylko skaleczeniem. Wracam po swoje noże, podnoszę je z podłogi i znów powtarzam serie.

  Gwizdek oznacza koniec treningu. Wypuszczam głośno powietrze z ust. Jestem już zmęczona, mój wzrok nieco się rozmazuje. Spoglądam na licznik innych dziewczyn.
Nie jest ze mną źle.
- Najlepszy wynik.. - następuje chwila ciszy i gdzieś głęboko w sobie, mam nadzieje, że będę to ja. - Sara Anderson.
Po sali roznosi się gwizd i wszyscy klaszczą. Uśmiecham się delikatnie i również oddaję jej swój podziw. - Mogłam się tego spodziewać.
- Najgorszy.. Pamela Green.
Cisza w sali jest straszna. Słyszę kroki Blooda, którego twarz nie wyraża nic. Jestem przerażona, nawet bardziej niż Pamela.
- Pamelo. - jego głos jest ostry, ale nie zły. Dziewczyna wychodzi z tłumu. Jest drobną, brązowowłosą dziewczyną o niebieskich oczach. Blood otacza ją swoim ramieniem, pochyla się nad nią i coś szepcze jej do ucha. Widzę, jak jej dłonie się trzęsą i momentalnie moje również wpadają w drgawki.
Pamela staje przed jakimś manekinem i zamyka oczy. Marszczę czoło, zastanawiając się o co chodzi.
- Sara. - odzywa się trener i wskazuje palcem, aby do niego podeszła. Zagryzam wargę. Już wiem. Trzymaj się Pamelo.
Rudowłosa staje naprzeciw Pameli i chwyta w dłoń pierwszy swój nóż.
- Możecie się rozejść. - krzyczy Blood i dziewczyny, jak oparzone odskakują i odwracają się plecami, aby udać się do wyjścia. Ja jednak stoję i wpatruję się w Pamele.
Sara rzuca pierwszy nóż, który przecina jej skórę na dłoni i wbija się w manekin za nią. Pamela się poruszyła. Chwytam gwałtownie powietrze. Sara rzuca drugi i chybia, co wywołuje niezadowolenie na twarzy trenera. Pamela znów się poruszyła.
- Nie rozśmieszaj mnie, Saro.
Ten ton jest chłodny. Sprawia, że niewidzialny powiew wiatru czuję na swojej skórze. Słyszę świst noża i tym razem, przecina jej skórę na policzku.
- Wystarczy. - szepczę, jednak na tyle głośno, że słyszy to mężczyzna i unosi dłoń. - Rozumiem Rachel, że chcesz zająć miejsce Pameli?
Głośno przełykam ślinę, ale nie ma już odwrotu. Pamela odchodzi i to ja muszę zająć jej miejsce. Z uniesioną głową wysoko staję na jej miejscu i wpatruje się w przerażoną Sarę.
Rzuca i trafia nad czubkiem mojej głowy, tak, że kilka kosmyków moich włosów unosi się w powietrzu. Cholera, czy oni chcą, abym wyłysiała?
Jestem pewna, że się nie poruszyłam, ale dla pewności nie otwieram oczu i czekam na kolejny rzut noża. Słyszę jedynie kroki, a potem zamknięcie drzwi. Decyduje się rozejrzeć i widzę stojącego przede mną Blooda.
- Dobrze Ci dziś poszło. - ukazuje rząd swoich śnieżnobiałych zębów w szerokim uśmiechu, a jego oczy zdradzają mi, że jest rozbawiony.
- Śmieszy Cię ta sytuacja, Blood? - syczę, odrywając się od manekina i biorę zamach w jego stronę, ale szatyn zatrzymuje mnie w połowie, unosi wysoko i przyciska do ściany na wysokości swojej twarzy.
- Jesteś słodka, jeśli myślisz, że mogłabyś ze mną walczyć. - cicho się śmieje i widzę, że jest mu naprawdę wesoło. Zaciskam usta, gdy wpatruje się w moje oczy przez chwilę, a następnie delikatnie stawia na ziemi.
- Drugi wynik po Sarze. Chyba Cię nie doceniałem. - wzruszył ramionami i dotknął swoją chłodną dłonią mojego policzka, a następnie schował kosmyk moich włosów za ucho.
______________
Halo czy jest tu ktoś? :( Przepraszam, za tak nagłe opuszczenie obu blogów. Chyba wróciłam. :D
Przynajmniej moja wena, tak. Dobrze zrobił mi ten wolny czas od pisania. Mam nadzieję, że wciąż ktoś tu z Was jest..
Tęskniłam za Wami.
Czy już wszystko jest dobrze?
ask: lovemekissmeeee