sobota, 14 marca 2015

#6

         Wchodzę do pomieszczenia i rozglądam się dookoła. Przez moje plecy przebiega fala zimnych dreszczy, których skutkiem jest gęsia skórka. Sala jest koloru srebrnego. Dziwna farba. Na środku stoi krzesło.. podobne do fotela dentystycznego. Wzdrygam się, gdy widzę Blooda ubranego inaczej niż zazwyczaj. Ma na sobie czarną bokserkę z dekoltem w serek, a w dole odziany jest w szare dresy, zwężane przy łydkach. Jego stopy zdobią zwykłe adidasy. Włosy nie postawione na żelu, opadają lekko i zwiewnie na jego czoło, co odejmuje mu parę lat. Nie mogę się powstrzymać od obłapiania go wzrokiem. Na szczęście, on na mnie nie patrzy. - Siadaj.
Wzdycham cicho i niepewnie wykonuję jego polecenie. Blood majstruje coś przy krześle, a po chwili oparcie unosi się ku górze, abym wygodnie mogła się oprzeć.
- Odpręż się.
- Co się dzieje? - nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, aby go o cokolwiek zapytać, lecz nim do końca to przemyślę, moje usta już wypowiadają słowa na głos.
- Spokojnie.
Odwraca się, aby po coś sięgnąć, a ja w tym czasie wytężam wzrok, aby ujrzeć co leży na stole. Widzę kilka dziwnych probówek z substancjami i parę nożyczek. Czy mam powody do zamartwiania się?
Nagle odwraca się i podaje mi strzykawkę z dziwną, białą substancją. Unoszę brew w zdziwieniu.
- Co to? - spoglądam nieufnie w stronę Blooda, obracając w dłoniach przedmiot. To zdecydowanie nie jest nic przyjemnego.
- Wstrzyknij. Serum prawdy.
- Huh?
- Każdy to przechodzi na tym etapie. Spokojnie, możesz mi zaufać. Daj.
Przyglądam się rysom jego twarzy. On jednak nie czeka na moją reakcję. Wyrywa mi strzykawkę i delikatnie wbija mi igłę w żyłę, spoglądając w oczy. Sztywnieję, a oddech zatrzymuje mi się w gardle.
Jedyne co jestem w stanie zapamiętać, jako ostatnie to dziwny odcień koloru oczu chłopaka. I jego współczujący wyraz twarzy.
****

     Budzi mnie okropny hałas. Jeśli denerwuje Was rano budzik, to pomyślcie sobie o takim mega gigantycznym, nad Waszym uchem. No właśnie. A TO jest jeszcze gorsze niż te wyobrażenie. A wracając..
Wyskakuję gwałtownie z łóżka i w panice rozglądam się po pokoju. Piętnaście minut po północy. Kolejny głupi pomysł Blooda? Sięgam do szafy, po swoje czarne legginsy i czarną bluzę. Na nią nakładam standardowo czarną kamizelkę i schylam się, aby ubrać buty. Decyduję się na zwyczajne trampki. W pośpiechu wiążę sznurówki, gdy nagle alarm ucicha. W całym ośrodku gaśnie światło. Nie utrzymując równowagi, upadam na ziemię i uderzam głową w klamkę. Przeklinam pod nosem oraz ocieram dłonią twarz i.. czuję zapach krwi. Zbieram się, aby już po chwili znaleźć się na korytarzu. Niepokojąca cisza panująca wokół, wywołuje we mnie niemiłe skurcze w dole brzucha, gdy szukam włącznika światła. Najeżdżam na niego dłonią, klikam i.. nic się nie dzieje.
- No jasne, powiedzcie, że nie zapłacili rachunku. - żartuję, chodź nie jest mi do śmiechu. To
naprawdę dziwne. Poruszam się machinalnymi krokami z wyciągniętą do przodu ręką, - Blood?
- Sara?
Szepcze cicho, ale nie uzyskuję odpowiedzi, więc podążam dalej. Mam wrażenie, że przez chwile słyszę jeszcze jedne kroki po metalowej posadzce, prócz moich. Czuję nieprzyjemny ścisk w żołądku, gdy mijam otwarte drzwi pokoi. Wszyscy zdążyli wyjść? Nonsens. Dlaczego nie zostałam o niczym poinformowana? Nagle na zewnątrz rozpętuje się burza. Marszczę brwi. To wszystko jest takie dziwne. Robię kolejne dwa kroki i nagle rozbłyska światło wywołane przez błyskawicę. Widzę naprzeciw siebie małą dziewczynkę.Mimo krótkiego czasu, zauważam dobrze każdy szczegół dziecka. Ma kręcone brązowe włoski i ciepłe, zielone oczy. Uśmiecha się do mnie, ale jej dłonie są nienaturalnie czerwone. Dopiero po chwili orientuję się, że nad jej główką unosi się kula ognia, którą ona sama dysponuje i porusza. I przy okazji swoim światłem, pomaga mi ją widzieć. Odmieniec.. Biorę głęboki wdech i podchodzę bliżej. Teraz  moje ciało, jakby wisiało w powietrzu. Stawiając kroki, jestem bezszelestna. Przymykam oczy i staram się logicznie myśleć. Ale nie wychodzi mi to.
- Jestem Vailet. - mówi, a po chwili zaczyna się śmiać. Chichocze, a dziecięcy śmiech jest przepełniony wolnością oraz delikatnością. Pod wpływem wstrząsów jej ciała, brązowe loki unoszą się i opadają na jej gładką twarz. Mam ochotę się uśmiechnąć w jej stronę. - Vailet. - powtarza. Co mam zrobić? Co odpowiedzieć?
Strzelaj. Odzywa się męski głos w mojej głowie. Co? Strzelaj. To silniejsze ode mnie. Tajemnicza siła zmusza mnie do zerknięcia na swoje ręce. Zerkam. Nagle trzymam pistolet. Jest naładowany i wycelowany prosto w dziewczynkę. Widzę, że wyraz jej twarzy się zmienia. - Rachel? - jej cichy głosik jest roztrzęsiony i  roznosi się echem po korytarzu. Moja dłoń się trzęsie. Trzymam palec na spuście. Szatynka porusza się kilka kroków w przód, a kula ognia nad jej głową wraz za nią. Wykonuję krok w tył. Co robić? Opuszczam pistolet w dół. Moje ciało odmawia mi posłuszeństwa.
Strzelaj. Kręcę głową. Nie mogę. Nie. - Rachel? - dziewczynka jest coraz bliżej. Znów celuję w Vailet. Oczy dziecka są tak ciepłe i delikatne, że znów mechanicznie opuszczam broń.
- Nie mogę, przepraszam. - w jednej sekundzie upadam na kolana i czuję łzy pod powiekami. Jeste bezsilna.
 I nagle.. dziewczynka znika. A raczej przeobraża się w młodą kobietę. Moje źrenice powiększają się kilkukrotnie, nim dochodzi do mnie co się właśnie dzieje. - Vailet? - zadaję pytanie, ale kobieta rzuca się na mnie, a w dłoni trzyma nóż. Ostrze błyska podczas kolejnej błyskawicy i przecina mój łuk brwiowy. Krew ścieka mi do oczu. Wrzeszczę. Teraz. Strzelaj.
Czuję pod palcami chłodny metal, wciąż mam broń. Unoszę ją i wbijam w żebro blondynki. Wydaję z siebie coś na rodzaj jęku. Zamykam oczy i mocno zaciskam powieki. Przepraszam. Naciskam spust i nagle jej ciało wiotczeje. Upada w moje ramiona. Oczy są te same. To Vailet. Jej ciałko znów jest małe, dziecięce.. niewinne. Kręcę głową, czuję szczypiące łzy. Czy właśnie zabiłam dziecko?
***
- Tak, jak myślałem. - mówię, wskazując na ekran. Sara spogląda na mnie spod kurtyny rzęs i uświadamiam ją, o co mi chodzi. - Jest inna. Rudowłosa chwyta kosmyk włosów między palce i kręci je wokół ich osi. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale powstrzymuje się. Skupia wzrok na ekranie.
Obserwujemy scenę, gdy Rachel wycofuje się do tyłu, dalej od Vailet. Kącik moich ust unosi się wysoko.
- Bała się? - w głosie Sary słyszę pogardę. Unoszę brwi w zadumie. - Myślę, że to strach przed zabójstwem. Nie przed dziewczynką.
- Spójrz tutaj. - wskazuje na scenę, gdy Rachel podtrzymuje ciało młodej kobiety. - Ona ma łzy w oczach. Jesteś pewien, że to ta, której szukacie? A właściwie szukamy?
 - Lubię ryzyko, Saro.
- To nie jest zabawa, Justin. - syczy, a ja wywracam oczyma. Och, akurat Ty będziesz mnie upominać?
- Nie ważne. Zaraz skończy się jej symulacja i muszę wrócić do gabinetu. Zostań tutaj i pochowaj papiery. - wskazuję dłonią i wychodzę.

     Budzę się z krzykiem na ustach. Tym razem na pewno się budzę. To był sen? Podnoszę się gwałtownie, ale nagle czyjeś ręce łatwo zagradzają mi drogę i z powrotem odprowadzają mnie na fotel. Unoszę wzrok i widzę uspokajające brązowe oczy, wpatrzone w moje z niepokojem.
- Nie tak gwałtownie. Nie możesz się tak szybko wybudzać.
- Co to było?- syczę wściekła, gdy widzę pustą strzykawkę na stole. - Co mi zrobiłeś?
- To był test, Rachel. Test Twoich predyspozycji. Musiałaś się sprawdzić. Trening to nie tylko czysta teoria, ale i praktyka.
- Zabiłam dziecko. - jestem roztrzęsiona, a mój wzrok zaraz pada na dłonie w celu sprawdzenia, czy pistolet dalej tam jest.
- Zabiłaś wroga.
- To była dziewczynka.
Na to, już mi nie odpowiada. Spoglądam w jego oczy i widzę w nich współczucie oraz zrozumienie. Czy to możliwe, że  mnie rozumiał? Czy on również zabił kiedyś dziecko?
Nagle jego dłonie oplatają moją talię i przyciągają do siebie. Sztywnieję i ledwo łapię oddech. Czuję zapach jego męskich perfum i mimowolnie zaciągam się nimi. Dotyk jego oddechu na moim karku i dziwne uczucie napięcia między nami. - Wiem, kim jesteś Rachel. - szepcze do mojego ucha. Gęsia skórka pochłania moje ciało. Gdy jest tak blisko nie potrafię myśleć. Jego ciepło promieniuje na moje zziębnięte ciało. Odsuwa się minimalnie tak, że  nasze czoła prawie się stykają. - Lepiej?
Niewyraźnie kiwam głową w przód i wstaję z fotela. Na sztywnych nogach, docieram do drzwi.
- Rachel?
Odwracam się w jego stronę.
-  Vailet żyje. To była tylko symulacja.
- Wiem.
Trzask drzwi, oznaczał moje wyjście.


   Pod osłoną nocy zajrzał do jej pokoju, gdy wszyscy już spali. Nie wiedział, dlaczego to robi. To nie miało żadnego sensu. A jednak chciał ją zobaczyć, upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Nie był pewien, czy przejmuje się tym, bo mógł spieprzyć misję, czy być może dlatego, że jego dysk całkowicie został usunięty. Pragnął jedynie ją zobaczyć. Bezszelestnie wtargnął do jej pomieszczenia, a następnie podszedł do łóżka. Usiadł obok, obserwując w pełni jej śniącą twarz. Jej włosy były upięte w niechlujny kok. Czuł zapach jej słodkiego ciała. W taki obrazek chciał wpatrywać się godzinami.
- Gdybyś tylko wiedziała.
Uniósł dłoń i położył ją na jej policzku. Przymknął oczy. Sprawił, że dzisiejszej nocy nie zbudzi jej żaden koszmar. A gdy rano się obudzi, będzie czuła, że ktoś tu był.



- I po co to robisz? Narażasz nas na niebezpieczeństwo. - syczy w moją stronę rudowłosa, gdy widzi, że po raz kolejny wychodzę w nocy z jej pokoju.
- Masz już jedno zadanie do wypełnienia, nie ściągaj na siebie dodatkowych obciążeń.
Ale dzisiaj zrozumiałem.
- Jestem jej własnym aniołem stróżem.
__________________________
Rozdział być może będzie dla Was bardzo niezrozumiały, no i oczywiście dodany z tak wielkim opóźnieniem, że wcale się nie zdziwię, jak mnie zlinczujecie w komentarzach. :(
Ale mam nadzieję, że chodź trochę się spodoba.
Kocham! :3
ask: ask.fm/LoveMeKissMeeee